niedziela, 21 września 2014

Cradle Mountain Trip cz. 2

ZACHÓD SŁOŃCA NA CRADLE MOUNTAIN

W miarę jak wchodziliśmy wyżej i wyżej na skały Cradle Mountain, coraz bardziej dyskusyjne stawało się wejście na szczyt - w końcu do zachodu słońca pozostało niewiele czasu, a nie chcielibyśmy zostać złapani przez ciemność będąc na szczycie góry. Latarkę czołową miał Binek, ja i Patryk - diody w telefonach (całkiem mocno świecą jak się okazało). Jako, że jesteśmy ambitni - oczywiście zdecydowaliśmy się na wejście na sam czubek góry. Wydawało się, że nie ma ona końca, perspektywa patrzenia na szczyt jest tak iluzyjna, że nigdy nie wie się, ile jeszcze zostało. Po drodze minęliśmy chatkę dla turystów i tym samym przekonaliśmy siebie, że w razie czego możemy się tam schronić (w pogodzie od rana mówiono o deszczach w tym regionie i rzeczywiście padało, ale nie na nas - widzieliśmy strugi deszczu z oddali). Ostatnie podejście na sam szczyt było złożone z wskakiwania na duże kamienie, łapania się ich i podciągania na kolejne - zdecydowanie najciekawsza część zdobywania! Czułem się jak człowiek pierwotny - szczególnie, że nie było zbyt wielu elementów świadczących o bytności ludzi w tym miejscu - co jakiś czas pojawiała się tyczka znacząca szlak - nie było śmieci, napisów - słowem idealnie zachowany klimat dzikiej natury!

Trochę zdjęć przed dalszą częścią relacji:

FOT: Coraz wyżej!

FOT: Całkiem przyjazny ptaszek


FOT: Klimatyczne ścieżki przez mokradła

FOT: Pastel zdobywca

FOT: W stronę słońca...

FOT: Widoczki

FOT: Majestatyczne krajobrazy...

FOT: Przebyta droga

FOT: Im wyżej, tym stromiej - trzeba używać rąk do wspinaczki.

FOT: Słońce coraz niżej, ale chcemy zdobyć szczyt! 

FOT: Widok na drugą stronę góry 

FOT: Krajobraz oszałamia!

FOT: Czubek góry, mieni się na złoto...

FOT: Skała Króla Lwa!

FOT: Mamy coraz mniej czasu na zejście ze skał, ale jest naprawdę pięknie!

FOT: Postanowiłem 'złapać' słońce...

FOT: Binek jako Król Lew

FOT: Dumny zdobywca Cradle Mountain

FOT: Pora na spotkanie z UFO
©Patryk Król

CIEMNOŚCI

Na szczycie spędziliśmy jakieś 15 minut - na szybkie doładowanie baterii czekoladą i napawanie się widokiem w świetle zachodzącego słońca. Zaobserwowałem patrząc na szybkość zanikania tarczy słonecznej za horyzontem, że zostało nam tylko kilka minut, zanim zapadnie zmrok i zejście stanie się niebezpieczne - więc zaczęliśmy szybko zeskakiwać po kamieniach na dół. Dokładnie w momencie, kiedy opuściliśmy ostatnie metry kamienistego zbocza - spowiła nas ciemność i do chatki szliśmy oświetlając drogę latarką... W chatce zrobiliśmy duży postój na jedzenie - bardzo podobało mi się, że jest zapewnione takie miejsce dla turysty - na ścianie wisiał tylko niewielki regulamin korzystania z niego i można było swobodnie rozsiąść się we wnętrzu, a nawet wejść po drabinie na podest z okienkiem i stamtąd popatrzeć na panoramę otoczenia. Jedliśmy już w kompletnych ciemnościach, rozświetlanych tylko światłem księżyca. Oczywiście przyszedł czas na opowieści o wilkach i innych stworach czekających tylko, aż wyjdziemy z chatki. W oddali zabił złowieszczy dzwon, na dźwięk którego włos się jeżył na głowie... Dzwon okazał się potrąconym plecakiem piorunochronem:D Niemniej jednak klimat pozostał. Posprzątaliśmy starannie wszystkie opakowania i ruszyliśmy dalej, podziwiając pełen gwiazdozbiór.

WILK

Szliśmy w kompletnych ciemnościach snując opowieści o tym, jak wilki okrążają takie grupki nocnych wędrowców i jak szybko potrafią dopaść swoje ofiary... Udało mi się wkręcić Patryka puszczając z telefonu wycie wilka;) Klimat miejsca zrobił swoje! Jakiś czas potem usłyszeliśmy szelest w zaroślach i przed nami przebiegło coś dużego. Kształt zniknął równie szybko, jak się pojawił i zastanawialiśmy się, czy jesteśmy już obserwowani przez watahę wygłodniałych bestii! Oczywiście zwierzęciem (najprawdopodobniej) był kangur - te lubią ponoć właśnie nocną porę i żyją tym rejonie, obok wombatów (którego ogonek też udało się zobaczyć). Całą drogę czuliśmy się tak, jakbyśmy byli śledzeni przez tajemnicze ślepia!

FOT: Wyobraźnia architekta działa cuda...
Źródło: curtisdee.blogspot.com.au


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz