środa, 10 września 2014

Cradle Mountain Trip cz. 1

/English version will be posted later/

PRZYGODA

Witajcie po długiej przerwie! Miałem ogrom projektów do oddania i nie było kiedy zamieścić relacji z jednej z najciekawszych podróży w góry, na jakich dotychczas byłem! Była to o tyle piękna wycieczka, że wybraliśmy się na nią zupełnie sami, bez przewodników i planu - Binek sprawdził tylko trasę w internecie i tym samym stał się naszym specem od wypraw wysokogórskich (nie jest to typowy przykład 'syndromu jednodniowego eksperta', ponieważ Binek już nie raz chodził po górach, także z grupami). Zaczęliśmy od napojenia Madzi - rzecz oczywista, upomniała się także o olej. Zapomniałem prawa jazdy, więc prowadził Patryk i całkiem dobrze mu szło. Wyjazd zajął nam 2 dni, podczas których zobaczyliśmy naprawdę piękne miejsca, a co najlepsze - nie spotkaliśmy żywej duszy, przez co czuliśmy się jak bohaterowie książek Jacka Londona.



ZAPASY

Nie byłoby wyprawy w góry, bez solidnego zaplecza gastronomicznego. Nam musiały wystarczyć konserwy (kurczakowa to jakiś absurd, żołnierze dostają lepsze jedzenie, ale cóż było poradzić), zrobione improwizowane kanapki (bagietka z serem i przyprawą do wszystkiego), owoce (jabłka i pomarańcze, oczywiście przecenione w Coles'ie) i czekolada jako awaryjna bomba kaloryczna lub też przywilej zwycięzcy po zdobyciu szczytu. Ciekawe, czy jakikolwiek szczyt został zdobyty bez czekolady. W termosach wzięliśmy herbatę i zapas wody w kanistrze oraz butelkach.

WYPOSAŻENIE

Mi musiał wystarczyć plecak od laptopa, który jak się okazuje nadaje się idealnie do wejścia na każdą skałę i naprawdę dobrze się spisał. Binek miał swój, a Patryk po odzewie z facebookowej grupy, gdzie pytał o sprzedaż jakiegoś plecaka górskiego, a otrzymał propozycję nabycia różowego - zaopatrzył się w lokalnym markecie. Uzbroiliśmy się także w cały sprzęt fotograficzny, jaki mamy - aparaty i telefony, każdy zabrał trochę ubrań (pogoda mogła być zmienna i nie chcielibyśmy przemoknąć w górach), ponadto pościel - planowany nocleg stanowiły fotele w Madzi - ja wziąłem tylko poduszkę zakładając, że przecież przykryję się kurtkami - bardzo duży błąd;) Na szczęście miałem czapkę. Do tego wszystkiego dołożyliśmy parę drobiazgów typu opatrunki na wszelki wypadek, ubraliśmy cięższe buty i w drogę!

DIESEL

Od teraz Madzia zmieniła branżę i jest dieslem. Po prostu nim została. Podczas wyprawy na Cradle Mountain zaczęła brzmieć jak auto na olej i patrząc na konsumpcję tej motoryzacyjnej ambrozji - najwyraźniej sama wybiera sobie rodzaj paliwa, jaki jej odpowiada. Czekam, aż zacznie działać przedni spryskiwacz i tylne szyby, ale wszystko po kolei. Jak się okazuje, Madzia jest również campervanem na 3 osoby i więcej, ale o tym poniżej.

WIDEO: Madzia - diesel!

PARK NARODOWY I CRADLE MOUNTAIN

Bez większych przeszkód dotarliśmy na miejsce, Dojechaliśmy pod szlaban, przy którym wisiała tabliczka o konieczności kupienia biletu na wjazd do parku narodowego. Według tabliczki należało wrócić się 2km do bazy turystycznej... Tak też zrobiliśmy i niedługo potem staliśmy pod szlabanem z karteczką za przednią szybą. Otworzył się automatycznie, lub ktoś patrząc przez kamerę sprawdził bilet - nigdy się nie dowiemy, jak to działało. Za szlabanem jechało się chwilę do niewielkiego parkingu, skąd dalej ruszało się pieszo. Tam też zostawiliśmy Madzię, sprawdziliśmy, czy wszystko mamy i ruszyliśmy na wyprawę!

FOT: Początki podróży, ekipa w jak najlepszym humorze!

FOT: Widok na nasz cel

FOT: Ciekawski ptak, zainteresowany głównie naszym jedzeniem

FOT: Pierwsza herbatka w górach!

FOT: Zielona brama

FOT: Już w głębi lasu, coraz ciekawsze widoki.

 FOT: Super były te przejścia wąskimi schodkami pośród zieleni!

FOT: Ciekawe, jak się nazywają te wszystkie rośliny...

FOT: Widok z góry na jezioro. Gdy przybywało zrobionych kroków, zmieniała się także perspektywa, z której je widzieliśmy.

FOT: Coraz stromiej i ciekawiej!

FOT: Zapierające dech w piersiach przestrzenie i minimalna ingerencja człowieka w środowisko. Pięknie!

FOT: Łańcuch dobrze tworzył klimat wspinaczki!

FOT: Perspektywa robi swoje!

Zmuszony jestem podzielić wpis o wycieczce na części, ponieważ zdjęć jest mnóstwo! Niedługo kontynuacja, a w niej o tym, jak złapała nas noc i czego można się obawiać w mroku!

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz