wtorek, 23 września 2014

No i zaczęło się! /So it begins!/

NOWY GOŚĆ /NEW GUEST/

FOT: Zdjęcie mówi samo za siebie, drań miał na oko 12cm
/The bastard was about 12cm - the photo explains itself/

House Floor Plan: Revealed

PLAN DOMU /FLOOR PLAN/

Udało mi się dotrzeć do planu naszego domu, którym postanowiłem się z Wami podzielić.
/I found the floor plan of our house, so I decided to share it with you./

FOT: Dół zdjęcia to wyjście od strony ulicy.
/In the bottom is the street entrance/

niedziela, 21 września 2014

Cradle Mountain Trip cz. 2

ZACHÓD SŁOŃCA NA CRADLE MOUNTAIN

W miarę jak wchodziliśmy wyżej i wyżej na skały Cradle Mountain, coraz bardziej dyskusyjne stawało się wejście na szczyt - w końcu do zachodu słońca pozostało niewiele czasu, a nie chcielibyśmy zostać złapani przez ciemność będąc na szczycie góry. Latarkę czołową miał Binek, ja i Patryk - diody w telefonach (całkiem mocno świecą jak się okazało). Jako, że jesteśmy ambitni - oczywiście zdecydowaliśmy się na wejście na sam czubek góry. Wydawało się, że nie ma ona końca, perspektywa patrzenia na szczyt jest tak iluzyjna, że nigdy nie wie się, ile jeszcze zostało. Po drodze minęliśmy chatkę dla turystów i tym samym przekonaliśmy siebie, że w razie czego możemy się tam schronić (w pogodzie od rana mówiono o deszczach w tym regionie i rzeczywiście padało, ale nie na nas - widzieliśmy strugi deszczu z oddali). Ostatnie podejście na sam szczyt było złożone z wskakiwania na duże kamienie, łapania się ich i podciągania na kolejne - zdecydowanie najciekawsza część zdobywania! Czułem się jak człowiek pierwotny - szczególnie, że nie było zbyt wielu elementów świadczących o bytności ludzi w tym miejscu - co jakiś czas pojawiała się tyczka znacząca szlak - nie było śmieci, napisów - słowem idealnie zachowany klimat dzikiej natury!

Trochę zdjęć przed dalszą częścią relacji:

FOT: Coraz wyżej!

FOT: Całkiem przyjazny ptaszek


FOT: Klimatyczne ścieżki przez mokradła

FOT: Pastel zdobywca

FOT: W stronę słońca...

FOT: Widoczki

FOT: Majestatyczne krajobrazy...

FOT: Przebyta droga

FOT: Im wyżej, tym stromiej - trzeba używać rąk do wspinaczki.

FOT: Słońce coraz niżej, ale chcemy zdobyć szczyt! 

FOT: Widok na drugą stronę góry 

FOT: Krajobraz oszałamia!

FOT: Czubek góry, mieni się na złoto...

FOT: Skała Króla Lwa!

FOT: Mamy coraz mniej czasu na zejście ze skał, ale jest naprawdę pięknie!

FOT: Postanowiłem 'złapać' słońce...

FOT: Binek jako Król Lew

FOT: Dumny zdobywca Cradle Mountain

FOT: Pora na spotkanie z UFO
©Patryk Król

CIEMNOŚCI

Na szczycie spędziliśmy jakieś 15 minut - na szybkie doładowanie baterii czekoladą i napawanie się widokiem w świetle zachodzącego słońca. Zaobserwowałem patrząc na szybkość zanikania tarczy słonecznej za horyzontem, że zostało nam tylko kilka minut, zanim zapadnie zmrok i zejście stanie się niebezpieczne - więc zaczęliśmy szybko zeskakiwać po kamieniach na dół. Dokładnie w momencie, kiedy opuściliśmy ostatnie metry kamienistego zbocza - spowiła nas ciemność i do chatki szliśmy oświetlając drogę latarką... W chatce zrobiliśmy duży postój na jedzenie - bardzo podobało mi się, że jest zapewnione takie miejsce dla turysty - na ścianie wisiał tylko niewielki regulamin korzystania z niego i można było swobodnie rozsiąść się we wnętrzu, a nawet wejść po drabinie na podest z okienkiem i stamtąd popatrzeć na panoramę otoczenia. Jedliśmy już w kompletnych ciemnościach, rozświetlanych tylko światłem księżyca. Oczywiście przyszedł czas na opowieści o wilkach i innych stworach czekających tylko, aż wyjdziemy z chatki. W oddali zabił złowieszczy dzwon, na dźwięk którego włos się jeżył na głowie... Dzwon okazał się potrąconym plecakiem piorunochronem:D Niemniej jednak klimat pozostał. Posprzątaliśmy starannie wszystkie opakowania i ruszyliśmy dalej, podziwiając pełen gwiazdozbiór.

WILK

Szliśmy w kompletnych ciemnościach snując opowieści o tym, jak wilki okrążają takie grupki nocnych wędrowców i jak szybko potrafią dopaść swoje ofiary... Udało mi się wkręcić Patryka puszczając z telefonu wycie wilka;) Klimat miejsca zrobił swoje! Jakiś czas potem usłyszeliśmy szelest w zaroślach i przed nami przebiegło coś dużego. Kształt zniknął równie szybko, jak się pojawił i zastanawialiśmy się, czy jesteśmy już obserwowani przez watahę wygłodniałych bestii! Oczywiście zwierzęciem (najprawdopodobniej) był kangur - te lubią ponoć właśnie nocną porę i żyją tym rejonie, obok wombatów (którego ogonek też udało się zobaczyć). Całą drogę czuliśmy się tak, jakbyśmy byli śledzeni przez tajemnicze ślepia!

FOT: Wyobraźnia architekta działa cuda...
Źródło: curtisdee.blogspot.com.au


środa, 10 września 2014

Cradle Mountain Trip cz. 1

/English version will be posted later/

PRZYGODA

Witajcie po długiej przerwie! Miałem ogrom projektów do oddania i nie było kiedy zamieścić relacji z jednej z najciekawszych podróży w góry, na jakich dotychczas byłem! Była to o tyle piękna wycieczka, że wybraliśmy się na nią zupełnie sami, bez przewodników i planu - Binek sprawdził tylko trasę w internecie i tym samym stał się naszym specem od wypraw wysokogórskich (nie jest to typowy przykład 'syndromu jednodniowego eksperta', ponieważ Binek już nie raz chodził po górach, także z grupami). Zaczęliśmy od napojenia Madzi - rzecz oczywista, upomniała się także o olej. Zapomniałem prawa jazdy, więc prowadził Patryk i całkiem dobrze mu szło. Wyjazd zajął nam 2 dni, podczas których zobaczyliśmy naprawdę piękne miejsca, a co najlepsze - nie spotkaliśmy żywej duszy, przez co czuliśmy się jak bohaterowie książek Jacka Londona.



ZAPASY

Nie byłoby wyprawy w góry, bez solidnego zaplecza gastronomicznego. Nam musiały wystarczyć konserwy (kurczakowa to jakiś absurd, żołnierze dostają lepsze jedzenie, ale cóż było poradzić), zrobione improwizowane kanapki (bagietka z serem i przyprawą do wszystkiego), owoce (jabłka i pomarańcze, oczywiście przecenione w Coles'ie) i czekolada jako awaryjna bomba kaloryczna lub też przywilej zwycięzcy po zdobyciu szczytu. Ciekawe, czy jakikolwiek szczyt został zdobyty bez czekolady. W termosach wzięliśmy herbatę i zapas wody w kanistrze oraz butelkach.

WYPOSAŻENIE

Mi musiał wystarczyć plecak od laptopa, który jak się okazuje nadaje się idealnie do wejścia na każdą skałę i naprawdę dobrze się spisał. Binek miał swój, a Patryk po odzewie z facebookowej grupy, gdzie pytał o sprzedaż jakiegoś plecaka górskiego, a otrzymał propozycję nabycia różowego - zaopatrzył się w lokalnym markecie. Uzbroiliśmy się także w cały sprzęt fotograficzny, jaki mamy - aparaty i telefony, każdy zabrał trochę ubrań (pogoda mogła być zmienna i nie chcielibyśmy przemoknąć w górach), ponadto pościel - planowany nocleg stanowiły fotele w Madzi - ja wziąłem tylko poduszkę zakładając, że przecież przykryję się kurtkami - bardzo duży błąd;) Na szczęście miałem czapkę. Do tego wszystkiego dołożyliśmy parę drobiazgów typu opatrunki na wszelki wypadek, ubraliśmy cięższe buty i w drogę!

DIESEL

Od teraz Madzia zmieniła branżę i jest dieslem. Po prostu nim została. Podczas wyprawy na Cradle Mountain zaczęła brzmieć jak auto na olej i patrząc na konsumpcję tej motoryzacyjnej ambrozji - najwyraźniej sama wybiera sobie rodzaj paliwa, jaki jej odpowiada. Czekam, aż zacznie działać przedni spryskiwacz i tylne szyby, ale wszystko po kolei. Jak się okazuje, Madzia jest również campervanem na 3 osoby i więcej, ale o tym poniżej.

WIDEO: Madzia - diesel!

PARK NARODOWY I CRADLE MOUNTAIN

Bez większych przeszkód dotarliśmy na miejsce, Dojechaliśmy pod szlaban, przy którym wisiała tabliczka o konieczności kupienia biletu na wjazd do parku narodowego. Według tabliczki należało wrócić się 2km do bazy turystycznej... Tak też zrobiliśmy i niedługo potem staliśmy pod szlabanem z karteczką za przednią szybą. Otworzył się automatycznie, lub ktoś patrząc przez kamerę sprawdził bilet - nigdy się nie dowiemy, jak to działało. Za szlabanem jechało się chwilę do niewielkiego parkingu, skąd dalej ruszało się pieszo. Tam też zostawiliśmy Madzię, sprawdziliśmy, czy wszystko mamy i ruszyliśmy na wyprawę!

FOT: Początki podróży, ekipa w jak najlepszym humorze!

FOT: Widok na nasz cel

FOT: Ciekawski ptak, zainteresowany głównie naszym jedzeniem

FOT: Pierwsza herbatka w górach!

FOT: Zielona brama

FOT: Już w głębi lasu, coraz ciekawsze widoki.

 FOT: Super były te przejścia wąskimi schodkami pośród zieleni!

FOT: Ciekawe, jak się nazywają te wszystkie rośliny...

FOT: Widok z góry na jezioro. Gdy przybywało zrobionych kroków, zmieniała się także perspektywa, z której je widzieliśmy.

FOT: Coraz stromiej i ciekawiej!

FOT: Zapierające dech w piersiach przestrzenie i minimalna ingerencja człowieka w środowisko. Pięknie!

FOT: Łańcuch dobrze tworzył klimat wspinaczki!

FOT: Perspektywa robi swoje!

Zmuszony jestem podzielić wpis o wycieczce na części, ponieważ zdjęć jest mnóstwo! Niedługo kontynuacja, a w niej o tym, jak złapała nas noc i czego można się obawiać w mroku!

wtorek, 2 września 2014

ALS Ice Bucket Challenge

WYZWANIE

Witajcie! Wybaczcie długą przerwę, ten wpis też poświęcam tylko temu, żeby nie dać o sobie zapomnieć - mam teraz parę projektów do oddania i braki na blogu uzupełnię, jak znajdzie się trochę czasu.

Udało mi się zostać nominowanym do 'ALS Ice Bucket Challenge' - jest to akcja społecznościowa polegająca na uświadamianiu ludzi na temat problemów związanych ze stwardnieniem zanikowym bocznym i sposobów walki z nim. Oprócz nagłośnienia tej choroby zbierane są pieniądze na akcję charytatywną fundacji zajmującej się właśnie walką z ALS.

Akcja wiąże się z wyzwaniem 'kubła lodowatej wody/wody z lodem' chodzi o wylanie na siebie wiaderka z wodą z lodem, by przez chwilę poczuć się jak osoby cierpiące na ALS. Wyzwanie odniosło już ogromny sukces w internecie.

/THE CHALLENGE/

/Hello! Apologies for the long break, this entry is just for not letting you forget about me - I have projects to submit and I will post some remaining entries when I have some spare time.

I managed to get nominated to 'ALS Ice Bucket Challenge' - which is a social media action dedicated to promote the ALS disease and the ways of fighting it. Besides creating some noise around the ALS itself there is a donation action run by the ALS Foundations around the world.

The challenge is about spilling the full bucket of ice cold water (or water with ice) over the head - to feel for a moment like a person with ALS. The challenge is a great social media success already./

WIDEO: Tak właśnie wygląda mój udział w wyzwaniu!

/This is my ALS Ice Bucket Challenge!/

Jeśli sami zostaniecie nominowani - do dzieła! Poza wygłupem w internecie należy oczywiście zasilić konto fundacji - wtedy akcja ma sens.

/If you get nominated - do it! Despite the hilarious internet video - don't forget to donate to the ALS Foundation - that is what makes this challenge serve its purpose./